138. Nawiedzona Artystka

autorka: Urszula Janoszuk

W tym specjalnym, halloweenowym odcinku Kreatywnego Podcastu U Janoszuk eksploruję stereotyp Nawiedzonej Artystki, którego powielania całe życie się obawiałam. Tak wiele z nas doświadczyło w swoim życiu oceny tego, jak się wyrażamy – czy to w wyglądzie, czy to w czynach, czy w słowach. Odmawiało się nam kreatywności i twórczości, mówiąc, że to niepoważne, że to nie dla nas. Oceniało się osoby, które jednak decydowały się wyrażać. Wpajało, że kreatywność jest dla wybranych i musi się wyrażać w rzeczach wielkich, doniosłych, docenianych.

W ten sposób wiele z nas straciło dostęp do kreatywności na co dzień. W rzeczach drobnych, codziennych, ale ciągle wspaniałych. Często paraliżuje nas lęk przed sięgnięciem po farby, igłę i nitkę, nuty bo nie umiemy malować, haftować, śpiewać. Nie wyrażamy się, tak jak chcemy w wyglądzie, słowach i gestach, bo boimy się oceny innych. W naszej artystycznej obecności w świecie. Chowamy przed światem naszą artystyczną naturę.

A ja się na to nie zgadzam. Nie zgadzam się, by z uwagi na lęk przed byciem nazwaną “nawiedzoną artystką” nie być sobą autentycznie i w pełni w tym świecie. Więc wzorem osób np. queerowych, postanowiłam przejąć to na pozór pogardliwe określenie na własną korzyść. Jeśli sama nazwę się “nawiedzoną artystką”, kiedy ktoś tak skomentuje to, jak wyglądam czy to, co robię, będę mogła odpowiedzieć: “Ależ tak. Dokładnie tak”. Więcej na ten temat posłuchasz a najnowyszm odcinku kreatywnego podcastu!

Posłuchaj odcinka na:

Muzyka użyta w tym odcinku podcastu to „Nocturnal” i „Facing Fears” autorstwa Beat Mekanik ✧ źródło: Free Music Archive ✧ licencja CC BY.

Manifest Nawiedzonych Artystek

Mówili: „nie wyróżniaj się, bo cię wyśmieją”. Kazali chować dziwnostki do szaf, pawlaczy najgłębszych zakątków naszych dusz. Wytykali palcami każdą, która odstawała, z pogardą szydząc: „patrz, co ma na sobie, przy sobie, w sobie”. Za plecami tych, które mimo wszystko się odważały mówili bez litości: „no popatrz tylko, jaka z niej nawiedzona artystka”. Odbierali nasze marzenia o magii w codzienności, fantazji w otoczeniu, cudach w detalach. Mówili, że żeby być, trzeba być poważnym. Więzili w klatkach przekazywanych nam przekonań wszelkie chichoty i mrugnięcia okiem. Rzucali przekleństwa i klątwy na nasze tworzenie, by tylko nie zagrażało. Niby nam, w istocie dla ich pieczołowicie pielęgnowanej „normalności”. Wypleniali z nas kreatywność, odbierając magiczne myśli, rekwizyty i stroje. Mówili: „pora dorosnąć”, a my pod ich spojrzeniami wyrastałyśmy z przyklejania sobie gwiazdek na czole i fantazjowania o pozornie niemożliwym.

I dorastałyśmy do żyć, w których musiałyśmy się chować. W których w popiołach naszej magii zagrzebywałyśmy marzenia. Wszystko to, czym jesteśmy, jak chcemy się ubierać i spełniać. Wszystko, byle tylko nie być wytknięte palcami, przezwane, wyśmiane, Byle nikt nie nazwał nas tą „nawiedzoną artystką”, która ma na sobie więcej świecidełek niż choinka. Byle na ulicach małomiasteczkowych przekonań nikt nie pokazał nas palcem. Byle się nie wyróżniać. Wyrosłyśmy z bycia artystkami, a cuda, fantazje i marzenia przestały nas nawiedzać.

Ale nie udało się im zabić naszego kreatywnego ducha. Choć pogrzebany, wywołujemy go z zaświatów by wypełnił nas po czubki palców, gdy wreszcie na głos wyznamy, że jesteśmy nawiedzonymi artystkami. Nosimy fantazyjne futra i brzęczące medaliony, kolory tęczy i bieliznę na ubranie. Smarujemy buzie brokatem, otulamy ciała w aksamit. Pachniemy kadzidłami palonymi we własnej intencji. Dzwonimy błyskotkami, które przewodzą nasz wewnętrzny blask. Śmiejemy się głośno, wzdychamy w zachwytach i krzyczymy o naszych marzeniach, które wygrzebujemy z popiołów jako najcenniejsze diamenty. Tańczymy w pozornej ciszy do rytmów naszych serc. Nasze wypowiadane pełną piersią zaklęcia powołują do życia przyjemność i piękno. Wijemy wianki z naszych fantazji i nosimy je na głowach jak najcenniejsze korony. Śpiewamy inkantacje, by na nowo przywołać twórczą magię. Kompulsywnie chwytamy się nowych artystycznych rzeczy, to wyszywając, to malując, to wieszając na ścianach dawno zapomniane przez świat obrazki. Czarujemy naszą codzienność rozkładając wokół siebie bibeloty i zbierając na półkach magiczne osobliwości. Tworzymy sztukę małą i dużą, najważniejszym dziełem czyniąc własne życie. Obdarowujemy ukochane iskierkami naszej twórczej magii, ale przede wszystkim obdarowujemy nią siebie.

Niech śmieją się w twarz z marzeń, które nosimy jak order, nie skazę.
Niech szepczą o naszym szaleństwie, gdy my zaprzęgamy je w służbie kreatywnego życia.
Niech wytykają palcami, gdy my nasze włożymy w to, co kochamy.
Niech mówią o nas „nawiedzone”, jeśli to jest cena za bycie artystkami.

Rzeczy, o których mówię w podkaście: